Bez zbędnych słów na powitanie, bez posta "nr 1". Od razu "z grubej rury" czyli krótka lista tych najbardziej intrygujących wg mnie płyt z ubiegłego roku. Mam nadzieję, że przyszłe propozycje również się spodobają. Do słuchania zatem!
1. Celeste - Morte(s) Nee(s)
Płyta w całości do ściągnięcia za darmo ze strony oficjalnej. Bezkompromisowe, ciężko, bez zbędnych dźwięków. Zwalniają tylko raz, by po tym zwolnieniu zagrać ze wzmożona jeszcze siła. Nigdy nie słyszałem czegoś podobnego. Póki co, moim zdaniem, najlepsza płyta Celeste w dyskografii. Genialnie wyprodukowana, genialnie zagrana. Nie jest to pozycja prosta w odbiorze. Słucha się „Morte(s) Nee(s)” z trudem. Ale po kilku (kilkunastu?) przesłuchaniach wyłania się z tej chaotycznej „papki”, bardzo klarowana i przemyślana płyta. Jedna z najlepszych płyt z okołometalowych rejonów jakie słyszałem w życiu. A ciężar, który od nich bije to coś naprawdę wyjątkowego. Nie może istnieć podsumowanie roku bez wzmianki o tej płycie. Nie można tez prowadzić żadnych dyskusji o muzyce ekstremalnej bez przedstawienia Celeste. Nie można!
2. The Armed - Common Enemies
Pozycja również dostępna za darmo ze strony oficjalnej. Granie z pod znaku The Dillinger Escape Plan czy Converge (by wymienić te bardzo znane możliwości). Cztery utwory (w końcu to EP), nie pozostawiające złudzeń. Jeśli ktoś lubi od czasu do czasu pomatematykować w muzyce, a na koncertach zawsze stoi w pierwszym rzędzie (tudzież leci na tłumie) powinien po The Armed sięgnąć bez mrugnięcia okiem. Chłopaki się nie oszczędzają a co za tym idzie nie oszczędzają słuchacza…no może za wyjątkiem utworu „Second hand”. Ten jeden daję nam złudzenie spokoju.
3. Foals - Total Life Forever
Niby każdy jest w stanie znaleźć coś dla siebie w The Foals, ale każdy jak jeden mąż wiesza psy na ich debiucie. Co wg mnie jest działaniem niewłaściwym, bo choć nie jest to granie w stu procentach oryginalne i odkrywcze, to kilka patentów maja naprawdę ciekawych (i wiem, że narażę się stwierdzeniem, że w kilku kawałkach słyszę echa King Crimson z okresu „Discipline”). I jak na „Antidotes” przez niemalże całą płytę powtarzali w sumie kilka pomysłów tylko na różne sposoby (co i tak wciągało i potrafiło zachwycić) to na drugiej płycie podeszli do sprawy zupełnie inaczej. Spokojnie, wszystko po kolei, jakby mniej ambitnie. Wszystko rozwija się naturalnie bez skakania z jednego pomysłu na drugi. Ale zmysł do melodii pozostał i chwała im za to. Konia z rzędem temu, kto chociaż raz nie zapętlił się na „Blue blond”, albo nie nucił pod nosem „Quiet the fury in your bed/ I'm the ghost in the back of your head…”.
mediafire
4. Meursault - All Creatures Will Make Merry
Spróbowałem posłuchać ową płytę tak na chybił trafił. Za pierwszym razem mi się spodobała i odstawiłem ją na długie miesiące. Powrót okazał się czymś na kształt katharsis. Piękne na wpół akustyczne, na wpół osadzone w stylistyce folk/lo-fi kompozycje. Nie będę pisał o melodiach i poszczególnych utworach, bo brak mi słów. Cudo!
Lato. Ciepło ale nie parne. Lekki wiaterek szumi od jeziora. W sumie jest już późno, bo chyba ok. 21. na głowie mam tylko czołówkę. Pod nogami nie pewny grunt, bo raz żwir, raz błoto, co chwila jakieś śliskie deski… „(…) I walked past the houses of every friend I’d ever known/ and I set off on my own/ if only I had known/ that you’d been waiting in the street for me all day (…)”
I will sing
5. The Declining Winter - Scenes From The Back Bedroom Window
Absolutny przypadek! Ale oby takich przypadków było więcej. Delikatne, impresjonistyczne granie. Niemalże ambientowe pasaże. Definicyjne piękno. Miłośnicy „gapienia się w buty” również powinni być kontent. A że to niestety tylko 4 utwory, to chyba warto poświęcić te kilka chwil na sprawdzenie…
hotfile
6. Daughters – Daughters
Kiedyś grindcore’owi Daughters nagrali płytę bardziej metalcore’ową. Wyszło im to na dobre. Szybkie, bezkompromisowe utwory, które dzięki krystalicznej produkcji nabierają potwornego ciężaru. A jakież to melodyjne! Niech nikogo nie zraża maniera wokalisty. Naprawdę da się to wytrzymać. Spędziłem z tą płytą szmat czasu i dalej mi się nie znudziła.
take it!
7. The Tallest Man On Earth - The Wild Hunt
Trudno coś o Najwyższym Człeku napisać, kiedy już wszyscy wkoło zdążali zbudować mu już wszelkiej maści możliwe pomniki- moim zdaniem, słusznie. Kiedy po raz pierwszy go usłyszałem, przypomniał mi się grający country Stewie z Family Guy…teraz jedynie biję się w pierś i żałuję, że nie spotkałem The Tallest Man On Earth na Offie…
Mediafire
8. Sun Kil Moon - Admiral Fell Promises
Jeśli kogoś nie zaczarowało poprzednie dzieło Marka Kozelka w tym wcieleniu, czyli płyta „April”, to taki ktoś powinien szybko udać się do psychologa, bo z jego emocjami naprawdę jest coś nie tak! Teraz jest równie pięknie, tylko że bardziej intymnie. Mamy do czynienia praktycznie tylko z głosem i gitarą. Ja to chwytam! Jest doskonale. Czołowy melancholik znów stanął na wysokości zadania:
“I thought about it long
Had you repeated in my ear
"I couldn't place a thought
without you being so close(…)”
Stary! Rządzisz!
alesund...
9. Throats - Throats
To ich pierwsze płyta. Długogrająca? Raczej krótko…jeśli ktos miał do czynienia z ich split’em z Maths, mniej więcej wie czego się spodziewać. Mathcore czy tam chaotic hardcore… nie bawmy się w nazywanie. Chłopaki mają to coś, co sprawia, że głowa sama chodzi, a dłonie zaciskają się w pieści! Brakuje tylko „młynka” i stage-diving’u… IF IT’S TOO LOUD YOU ARE TOO OLD!
m.o.s.h.
10. The body - All the waters of the earth shall turn to blood
TO))) jest dO)))bre! Dla wszystkich, dla których znaczek “O)))” ma jakiekO)))lwiek znaczenie, nie musze pisać dalszych rekO)))emendacji. Pozostałych i tak tO))) nie ruszy.
O)))
11. Kyte - Dead Waves
Nic się u chłopaków nie zmieniło od czasów debiutu…I dobrze! Urokliwe melodie to oni chyba mają w genach. Lekka indie-elektronika, zupełnie się nie narzucająca. Ale uwaga! Ja się na tej płycie zaciąłem już nieraz! Taka jest ładna!
the smoke saves lives
12. Fang Island - Fang Island
Indie-srindi w najlepszym wydaniu. W tym jakże ogranym gatunku FI wnosi powiew luzu I swoistej świeżości. Nawet solówki (których nienawidzę) nie gryzą po uszach. Life’s good!
indie!
13. The Dillinger Escape Plan - Option Paralysis
Jest spokojniej. Dalej potrafią przygrzać, a na koncertach wciąż sprawiają wrażenie nienormalnych. Dalej jest kunsztownie ale i tak, ze kawałki wpadają w ucho. Co więcej wciąż chyba nikt nie jest im w stanie dorównać jeśli o matematyczność i technikę chodzi. Jest słabiej niż na „Ire Works”. Ale absolutów się nie podważa.
D.E.P.
14. The National - High Violet
Dystyngowanie i lekko funeralnie…tak to wygląda na mój gust. Nie jest to jeszcze ten pogrzebowy poziom, który prezentuje ILIKETRAINS… No ale tak na poważnie, osoby zapatrzone w Interpol i podobne brytyjskie grupy, złapią TN w lot. Wszyscy inni, którzy cenią sobie dobre, dystyngowane indie (w tym dobrym tego słowa znaczeniu), nie liczą jednocześnie na ścigające się solówki, zmiany tempa i łamane rytmy polubią „High violet” i podobnie jak ja, pójdą zakupić bilet na najbliższy koncert.
mediafire
15. Rosetta - A Determinism Of Morality
Najlżejsza pozycja w dorobku Rosetty. Najbardziej…popowa? Kawałki krótkie, szybkie, niejednokrotnie z chóralnymi zaśpiewami. Odstrasza? Nie powinno. W końcu to Rosetta. Oni nie nagrywają słabych płyt. Jeśli ktoś nie zna, to dzieki tej płycie powinien się przekonać. Dalsze kroki w dyskografię będą już jakby oczywiste. Aha! Przyjeżdżają do Polski! Tak więc należy już zbierać kasę na bilet, koszulki, winyle, zapalniczki i małe łódki z kory.
With your hands wide open
16. Amusement Parks On Fire - Road Eyes
Wymagania po genialnym “Out of the angeles” były wysokie. Jeszcze dorzućmy do tego zeszłoroczną Ep’kę. Nie dziwi więc fakt, że „Road eses” może zawieść. Na początku tez nie czułem tej płyty. Wydawała mi się jedną, wielka bryłą bez pomysłu. Do tego jeszcze ta mdła okładka! Goddamn it! Shoegaze is dead! Ale po kilku odsłuchach jest już znacznie lepiej. Jestem w stanie znaleźć tutaj coś dl siebie. Ale dalej poniżej oczekiwań…dlatego tak nisko w zestawieniu.
expectations on fire
17. Deftones - Diamond Eses
No po prostu Deftones.
mediafire
18. Thisquietarmy – Aftermath
Bardzo intrygujące ambientowe granie. Cos dla miłośników Tima Heckera, Fennesza itp.
mediafire
19. Cloudkicker – Beacons
Na co dzień nie słucham tego typu projektów. Ale akurat ta płytka mi się spodobała, a i patenty na niej wykorzystane nie są wcale pretensjonalne i sztampowe. Wręcz potrafią wciągnąć. Jeden człowiek odpowiedzialny za wszystkie instrumenty. Prog-metal? Czy ja wiem…
push it way up!
20. Loscil - Endless Falls
Juz wiem, że popełniłem ogromny błąd nie słuchając wcześniej Loscil’a…”And so I often come home at night depressed by what we have done, what we are doing. It's good. It means I've changed.”
endless
21. Blindead - Affliction XXIX II MXMVI
Jak dla mnie: słabiej niż na poprzednich płytach. Dalej uważam, że jest to chyba najlepsza polska kapela spod znaku ciężarnych brzmień, ale jednak oczekiwałem większego walca. A tu tak spokojnie…a może po prostu za mało słuchałem? Albo za cicho?
blindead
22. Muchy - Notoryczni debiutanci
Wodotryskom w związku z debiutem poznańskich Much nie było końca. Że objawienie, że odrodzenie, że w końcu ktoś tak w Polsce gra. Przy drugiej płycie było już spokojniej. Mało się o ND mówiło/pisało. Bo to jednak nic nowego. Jak jeszcze w „Terroromansie” było coś, czego nad Wisłą dawno się nie słyszało, tak w „Notorycznych debiutantach” mamy już tylko kontynuacje stylistyki. Tylko? Dla mnie Muchy dalej pozostaną zespołem, który będę lubił, bo osłuchałem się z nimi już konkretnie. Nie wiem co by musieli nagrać, żeby mnie wytrącić z równowagi (obojętnie w którą stronę). Zarówno melodie jaki i teksty są dla mnie na odpowiednim poziomie, dlatego biorę to polish-indie „na klatę” i daje będę go bronił. I na koncert znów pójdę!
mediafire
23. A sunny day in glasgow - Autumn, again
IMO z płyty na płytę słabiej, ale to cały czas spadek w normie. Pewien redaktor radiowy powiedział kiedyś, że ASDIG nigdy nie nagrali słabej płyty…i ma rację on! Shoegazer alive!
Drink Drank Drunk
24. Eldo - Opowieści z 1001 nocy
pożycz mi płuca...
download
25. Shining – Blackjazz
Ciekawe połączenie wielogatunkowe. Od metalu, poprzez jazz aż po elektronikę. Jest Madness i jest Damage. To lubię. Ino dwa zarzuty. Bo po pierwsze: pomimo tego, że jest to ostra jazda bez trzymanki, to jednak w pewnym momencie wkracza w to wszystko nuda. Podobne rozwiązania i pomysły. A czasem niestety ich brak. A po drugie: cover King Crimson. Panowie…no ile można wałkować ten kawałek! Gdzie wasza oryginalność!?
madness
26. Efterklang - Magic Chairs
Fajnie! Do poskakania, ponucenia. NIe do ponudzenia, bo w sumie te kilka kawałków mija dość szybko pozostawiając sympatyczne wrażenie. Indie? Post? Pewnie tak.
hotfile
27. The Dead Weather - Sea of Cowards
Gra tutaj Jack White. A ja nie lubie The White Stripes. A TDW mi się podoba. Takie „nieociosane” granie. Miłe.
mediafire
28. Pure Reason Revolution - Hammer And Anvil
Pierwszą ich płytę lubiłem, ale już mi przeszło. Drugą…przesłuchałem raz? Może pół…bo w ogóle mi nie podeszła. A ta jest dobra. Po prostu fajnie się słucha, a w dwóch momentach to nawet świetnie się słucha!
pure download
29. God Is an Astronaut - Age of the Fifth Sun
Popularność tego zespołu jest dla mnie zagadką. Oprócz doskonałej nazwy, wg mnie nie prezentują sobą zbyt wiele. Na koncercie wynudziłem się jak mops, dobrze że zespoły które grały przed nimi były intrygujące. Nie podoba mi się żadna ich płyta, a przynajmniej żadna w całości. A tu proszę. Miłe zaskoczenie.
mediafire
30. Four tet - there is love in you
Nie znałem Four Tet przed tą płytą. I dalej nie znam. Ale akurat TILIY lubię. A że sesja już niedługo, to taka elektronika wielu powinna podejść.
there is download for you
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz