czwartek, 24 lutego 2011

Joshua Fit For Battle "To Bring Our Own End"


Joshua fit for battle "To bring our own end" (2002)

W Newark w USA także potrafią grać. I to jeszcze jak! To co dzieje się na tej płycie to trudne do sprecyzowania doświadczenie. Jest potwornie mocno, chaotycznie, agresywnie (i to jeszcze jak! Tu aż kipi od złości!) ale i do tego melodyjnie. Wokal zmiata z powietrzni ziemi, a to co się dzieje w kwestii gitar to już po prostu przechodzi ludzkie pojęcie! Wiedzą chłopaki, że potrafią grać i wiedzą co zrobić, żeby swoje umiejętności dobrze wykorzystać. By w tej galopadzie na moment się zatrzymać, otrzymujemy na wpół akustyczny jeden malutki utwór. Krótkie złapanie oddechu i jedziemy dalej, bez trzymanki i jakiejkolwiek pewności co będzie dalej. Nie ma tu słabych punktów. Majstersztyk, bez dwóch zdań.

I to jest screamo definicyjne. Zarówno agresywny śpiew, graniczący z rozpaczą wrzask, galopujące na złamanie karku gitary, "chaotyczna" perkusja, wyciszenia i znów mocne partie (mocne przez największe "M") mieszające się w kółko ze sobą. Nigdy nie wiesz co cię spotka. Na tym to chyba polega hasło z nagłówka tego bloga. Odpowiednia głośność Joshua'y może sprawić, że zmienicie swoje podejście do tego, jakże teraz źle rozumianego gatunku muzyki. Polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz